piątek, 24 maja 2013

Fragment "Papierowych miast"



Premiera: 5.06.2013
Quentin Jacobsen – dla przyjaciół Q – od zawsze jest zakochany we wspaniałej koleżance, zbuntowanej Margo Roth Spiegelman. W dzieciństwie przeżyli razem coś niesamowitego, teraz chodzą do tego samego liceum.
Pewnego wieczoru w przewidywalne, nudne życie chłopaka  wkracza Margo w stroju nindży i wciąga go w niezły bałagan. Po czym znika. Quentin wyrusza na poszukiwanie dziewczyny, która go fascynuje, idąc tropem skomplikowanych wskazówek, jakie zostawiła tylko dla niego. Żeby ją odnaleźć, musi pokonać setki kilometrów. Po drodze przekonuje się na własnej skórze, że ludzie są w rzeczywistości zupełnie inni, niż sądzimy.

Fragment książki
(...)

Był piąty maja, ale równie dobrze mógł to być każdy inny dzień. Moje dni nacechowane były
przyjemną identycznością. Zawsze to lubiłem: lubiłem rutynę. Lubiłem czuć się znudzony. Nie chciałem tego, ale to lubiłem. A zatem piąty maja mógł być dniem jak każdy inny – aż do chwili tuż przed północą, kiedy Margo Roth Spiegelman otworzyła niezabezpieczone siatką okno mojej
sypialni po raz pierwszy, odkąd przed dziewięciu laty kazała mi je zamknąć.

2.
Obróciłem się na dźwięk otwieranego okna i ujrzałem wpatrujące się we mnie niebieskie oczy Margo. Z początku widziałem wyłącznie jej oczy, jednak kiedy mój wzrok przywykł do ciemności, zauważyłem, że Margo ma twarz pomalowaną czarną farbą, a na głowie czarny kaptur.
– Uprawiasz cyberseks?
– Czatuję z Benem Starlingiem.
– To nie jest odpowiedź na moje pytanie, zboku.
Roześmiawszy się z zakłopotaniem, podszedłem do okna i uklęknąłem. Moja twarz znajdowała się teraz kilkanaście centymetrów od jej twarzy. Nie miałem pojęcia, dlaczego Margo tu była, pod moim oknem, w tym stroju.
– Czemu zawdzięczam tę przyjemność? – zapytałem.
Margo i ja nadal byliśmy w koleżeńskich stosunkach, jak sądzę, jednak nie była to komitywa w rodzaju: spotkajmy się w środku nocy z twarzami pomalowanymi czarną farbą. Do tego typu akcji z pewnością miała przyjaciół. Ja zaś nie należałem do ich grona.
– Potrzebny mi twój samochód – wyjaśniła.
– Nie mam samochodu – wyznałem, poruszając tym samym dość drażliwą dla mnie kwestię.
– No to potrzebny mi samochód twojej mamy.
– Masz własny samochód – zauważyłem.
Margo wydęła policzki i westchnęła.
– Zgadza się, ale problem w tym, że rodzice zabrali kluczyki do mojego samochodu i zamknęli je w sejfie, który włożyli pod swoje łóżko, a w ich pokoju śpi Myrna Mountweazel. – To był pies Margo. – A Myrna Mountweazel dostaje cholernego świra, kiedy tylko znajdę się w jej polu widzenia. Jasne, że mogłabym się wślizgnąć do środka, wykraść ten sejf, rozbić go, zabrać kluczyki i odjechać, ale prawda jest taka, że zwyczajnie szkoda zachodu, bo Myrna Mountweazel zacznie szczekać jak opętana, jeśli choćby lekko uchylę drzwi. Więc jak już mówiłam, potrzebny mi
samochód. No i ty musisz prowadzić, bo mam jedenaście spraw do załatwienia dzisiejszej nocy, a co najmniej pięć z nich wymaga kierowcy w pełnej gotowości do ucieczki.
Kiedy przestawałem skupiać wzrok, Margo stawała się samymi oczami, unoszącymi się w eterze. Ale kiedy ponownie koncentrowałem na niej spojrzenie, mogłem rozróżnić kontury twarzy i jeszcze mokrą farbę na skórze. Kości policzkowe Margo tworzyły wraz z brodą trójkątny kształt, a czarne jak smoła wargi układały się w ledwo zauważalny uśmiech.
– Jakieś przestępstwa? – zapytałem.
– Hmm – westchnęła. – Przypomnij mi, czy włamanie z wtargnięciem to przestępstwo.
– Nie – odpowiedziałem stanowczo.
– Nie, to nie jest przestępstwo, pomożesz mi?
– Nie, nie pomogę ci. Nie możesz zwerbować którejś ze swoich służek, żeby cię woziły?
Lacey i/lub Becca zawsze były na każde jej skinienie.
– Ściśle rzecz biorąc, one są częścią problemu – powiedziała Margo.
– Co to za problem?
– Jest jedenaście problemów – odparła nieco zniecierpliwiona.
– Żadnych przestępstw – zaznaczyłem.
– Przysięgam na Boga, że nikt nie będzie ci kazał popełniać przestępstwa.
W tym momencie zapaliły się wszystkie światła wokół domu Margo. Jednym błyskawicznym ruchem wykonała salto przez moje okno i przetoczyła się pod moje łóżko. Kilka sekund później na ganku stanął jej ojciec.
– Margo! – krzyknął. – Widziałem cię!
Spod mojego łóżka dobiegło mnie stłumione „Chryste!”. Margo wyskoczyła spod łóżka, wyprostowała się, podeszła do okna i odkrzyknęła:
– Wyluzuj, tato! Ja tylko usiłuję pogadać trochę z Quentinem. Zawsze mi powtarzasz, jak wspaniały mógłby mieć na mnie wpływ i w ogóle.
– Więc tylko ucinasz sobie pogawędkę z Quentinem?
– Tak.
– To dlaczego masz twarz pomalowaną na czarno?
Margo zawahała się tylko przez moment.
– Tato, odpowiedź na to pytanie wymagałaby wielogodzinnego opisu wcześniejszych wydarzeń, a wiem, że jesteś prawdopodobnie bardzo zmęczony, więc może wróć do…
– Do domu! – zagrzmiał. – W tej chwili!
Margo chwyciła mnie z koszulę, szepcząc mi do ucha: „Za minutę będę z powrotem”, a potem wyszła przez okno.

Gdy tylko wyszła, zabrałem z biurka kluczyki do samochodu. Kluczyki są moje, samochód pechowo nie. Na szesnaste urodziny rodzice wręczyli mi bardzo mały prezent, a ja wiedziałem już w chwili, kiedy mi go dawali, że to kluczyki do samochodu, i niemal się posikałem, bo stale mi powtarzali, że nie stać ich na sprezentowanie mi samochodu. Jednak kiedy wręczali mi to maleńkie, zawinięte w ozdobny papier pudełko, zrozumiałem, że przez cały ten czas mnie zwodzili i że jednak dostanę samochód. Rozerwałem papier i otworzyłem pudełeczko. Rzeczywiście znajdowały się w nim kluczyki. Przy bliższym oglądzie okazało się jednak, że znajdowały się w nim kluczyki do chryslera. Kluczyki do minivana Chryslera. Do tego samego minivana Chryslera, którego właścicielem była moja matka.
– Mój prezent to kluczyki do twojego samochodu? – zapytałem mamę.
– Tom – zwróciła się do taty – mówiłam ci, że będzie sobie robił nadzieje.
– Och, nie zrzucaj winy na mnie – bronił się tata. – Ty po prostu sublimujesz swoją frustrację z powodu moich zarobków.
– Czy ta błyskawiczna analiza nie jest aby odrobinę pasywno-agresywna? – zripostowała mama.
– Czy retoryczne oskarżenia o pasywną agresję nie są w swej naturze pasywno-agresywne? – odparował tata i kontynuowali tę wymianę zdań jeszcze przez dobrą chwilę.
Krótko mówiąc, sytuacja przedstawiała się następująco: miałem dostęp do tego cudu na kółkach, jakim jest najnowszy model minivana Chryslera, wyjąwszy czas, w którym jeździła nim mama. A ponieważ jeździła nim codziennie do pracy, mogłem korzystać z samochodu wyłącznie w weekendy. No, w weekendy i w środku głuchej nocy.
Powrót do mojego okna zajął Margo tylko trochę dłużej niż obiecaną minutę. A mimo to pod jej nieobecność zdążyłem znowu się zawahać.
– Jutro jest szkoła – przypomniałem jej.
– Tak, wiem – odparła Margo. – Jutro jest szkoła i pojutrze też, a rozmyślanie nad tym zbyt długo może doprowadzić dziewczynę do szału. Więc zgoda, jest środek tygodnia. Właśnie dlatego musimy już iść, żeby do rana wrócić.
– No nie wiem.
– Q – powiedziała – Q. Kochanie. Od jak dawna jesteśmy bliskimi przyjaciółmi?
– Nie jesteśmy przyjaciółmi. Jesteśmy sąsiadami.
– Chryste, Q. Czy nie jestem dla ciebie miła? Czy nie nakazuję czeredzie moich pachołków, żeby dobrze cię traktowali w szkole?
– Mhm – odmruknąłem z powątpiewaniem, choć szczerze mówiąc, zawsze podejrzewałem, że to właśnie Margo powstrzymywała Chucka Parsona i jemu podobnych przed znęcaniem się nad nami.
Zamrugała. Nawet powieki pomalowała sobie na czarno.
– Q – ponagliła – musimy iść.

Więc poszedłem. Wyślizgnąłem się oknem i z pochylonymi głowami pobiegliśmy wzdłuż ściany mojego domu, aż dopadliśmy drzwi minivana. Margo szepnęła, żebym nie zamykał drzwi – za dużo hałasu – więc przy otwartych drzwiach wrzuciłem luz i odepchnąłem się stopą od betonu,
pozwalając, by minivan wytoczył się z podjazdu. Powoli przetoczyliśmy się obok kilku domów, zanim włączyłem silnik i światła. Zatrzasnęliśmy drzwi i ruszyłem w niekończące się serpentyny ulic Jefferson Park, którego domy wciąż wyglądały na nowe i plastikowe, niczym wioska z klocków zamieszkana przez dziesiątki tysięcy prawdziwych ludzi.
Margo zaczęła mówić:
– Najgorsze jest to, że tak naprawdę wcale im nie zależy; im się po prostu wydaje, że moje wybryki stawiają ich w złym świetle. Nawet teraz, wiesz, co mi powiedział? Powiedział: „Nie obchodzi mnie, jeśli schrzanisz swoje życie, ale nie ośmieszaj nas przed Jacobsenami – to nasi przyjaciele”. Żałosne. Nawet nie masz pojęcia, jak utrudnili mi wydostanie się z tego cholernego domu. Kojarzysz, jak ci w filmach o ucieczce z więzienia wkładają zwinięte ubrania pod koc, żeby wyglądało, że ktoś tam leży? – Skinąłem głową. – No, a moja mama umieściła w moim pokoju przeklętą elektroniczną nianię, żeby przez całą noc mogła słyszeć, jak oddycham podczas snu. Musiałam więc zapłacić Ruthie pięć dolców, żeby spała w moim pokoju, a zwinięte ubrania włożyłam do łóżka w jej pokoju. – Ruthie to młodsza siostra Margo. – Teraz to pieprzona
mission impossible. Kiedyś mogłam się wymknąć jak normalna amerykańska dziewczyna – zwyczajnie wyjść przez okno i zeskoczyć z dachu. Ale, Boże, teraz to jak życie w faszystowskiej dyktaturze.
– Zamierzasz powiedzieć mi, dokąd jedziemy?
– Dobra, najpierw jedziemy do Publixu. Z powodów, które wyjaśnię później, chcę, żebyś zrobił dla mnie małe zakupy. A potem do Wal-Martu.
– Czyli co, wybieramy się na wielką objazdową wyprawę po wszystkich placówkach handlowych środkowej Florydy? – zapytałem.
– Dziś w nocy, kochanie, będziemy naprawiać wiele złego. A także popsujemy trochę dobrego. Ostatni będą pierwszymi; a pierwsi ostatnimi; pokorni posiądą trochę ziemi. Jednak zanim radykalnie zmienimy oblicze świata, musimy pójść na zakupy.
Wkrótce zajechałem pod Publix i zaparkowałem na niemal całkowicie pustym parkingu.
– Słuchaj – rzuciła – ile masz przy sobie pieniędzy?
– Zero dolarów i zero centów – odparłem. Wyłączywszy zapłon, obróciłem się w jej stronę. Margo wcisnęła rękę do kieszeni obcisłych, ciemnych dżinsów i wyciągnęła kilka studolarowych banknotów.
– Na szczęście dobry Bóg nam pobłogosławił – oznajmiła.
– Co to, u diabła?
– Pieniądze na bat micwę, psia mać. Rodzice nie dali mi dostępu do konta, ale znam ich hasło, bo do wszystkiego używają „myrnamountw3az3l”. To sobie wypłaciłam.
Usiłowałem nie dać po sobie poznać ogarniającego mnie podziwu, lecz ona dostrzegła, jak na nią patrzę, i uśmiechnęła się do mnie znacząco.
– Krótko mówiąc – dodała – to będzie najlepsza noc w twoim życiu.


Już wkrótce w księgarniach!


poniedziałek, 20 maja 2013

Pretty Little Liars. Zabójcze, Bez serca, Pożądane


Czasem jesteśmy skazani na powtarzanie tego, o czym zapomnieliśmy.

W odróżnieniu do poprzednich niebezpiecznych wydarzeń, które czterem dziewczynom z Rosewood zafundowało tajemnicze A., tym razem nastolatki postanowiły zgłosić tę sytuację na policję. Niestety gdy detektywi przeszukiwali las w poszukiwaniu ciała, które jeszcze kilka godzin temu Aria, Hanna, Emily i Spencer widziały na własne oczy, nie znaleźli niczego. Nastolatki zaczynają zastanawiać się, co chciał im udowodnić ich największy wróg... a może partner in crime (partner w przestępstwie)? Obłęd wywołany tajemniczymi wiadomościami, które jeszcze niedawno dziewczyny dostawały od swego prześladowcy, odszedł w niepamięć. Smsy, które obecnie dostają nie są nawet częściowo tak przerażające, jak dotychczas. Zatem czy można stwierdzić, że A. w swój własny, odmienny, szalony sposób próbuje pomóc im w rozwikłaniu zagadki dotyczącej śmierci ich przyjaciółki, Alison DiLaurentis?


Trzeba żywić nadzieję jak długo się da. Ale trzeba też umieć ją porzucić.

Po strasznym pożarze Spencer straciła nie tylko swój domek w ogródku, lecz także godność - podobnie jak pozostałe dziewczyny. Niemal wszystkie są przekonane, że widziały swoją zmarłą przyjaciółkę, Ali. Jednak gdy oznajmiły to władzom miasteczka, nikt im nie uwierzył, wszyscy w szkole zaczęli wytykać je palcami, natomiast media nazwały je kłamczuchami. Dzięki takiej reakcji nastolatki przestały wierzyć same sobie w to, że zobaczyły Alison. Mając znacznie więcej kłopotów na głowie, przestają o tym myśleć i zaczynają zajmować się własnymi problemami. Niestety sprawa ich rzekomo zmarłej przyjaciółki wydaje się ich prześladować - A. wysyła Emily do wioski amiszów, Hanna zostaje umieszczona w ośrodku psychiatrycznym, a Aria postanawia zasięgnąć pomocy medium. Jedyną osobą, która uparcie wierzy w to, że Alison została już pogrzebana, jest Spencer. Obecnie musi uporać się z problemami rodzinnymi. Czy naprawdę została adoptowana?


Czas zacząć przedstawienie. -A.

Rzekomy morderca Alison został aresztowany, więc wydawać by się mogło, że dziewczyny nareszcie mogą odetchnąć z ulgą. Czym jednak byłoby ich życie bez pewnych dramatów? Gdy A. chowa się za kurtynę, na scenę wychodzi... bliźniaczka Alison, o której nikt nie miał pojęcia! Courtney w mig staje się tak popularna jak dawniej jej siostra, jednak mimo że dopiero zaczęła życie w Rosewood, wydaje się jakby znała każdą tajemnicę, jaką skrywają w sobie mieszkańcy. Czwórka przyjaciółek zmarłej dziewczyny również nie pozostaje obojętna Courtney. Nastolatka szybko staje się podporą dla każdej z kłamczuch. Ratuje Hannę z opresji po dziwnym żarcie, rozkochuje w sobie Emily, która najwyraźniej nadal nie otrząsnęła się po swojej sympatii do Alison, jest również idealnym ramieniem, na którym Spencer może się wypłakać po przykrych doświadczeniach ze swoją rodziną. Swoje prawdziwe, kłamliwe oblicze Courtney pokazuje tylko w życiu Arii, gdy to postanawia odbić jej chłopaka. Jakie tajemnice skrywa nowa dziewczyna w mieście pełnym sekretów?


Zabójcze, Bez serca i Pożądane to kolejno szósty, siódmy i ósmy tom bestsellerowej serii Pretty Little Liars, napisanej przez Sarę Shepard. Podczas gdy pierwsze części sagi skupiały się głównie na problemach z życia dziewczyn oraz wiadomościach, które dostawały od tajemniczego nadawcy, fabuła kolejnych tomów opiera się zwłaszcza na sprawie morderstwa jednej z mieszkanek Rosewood. Im dalej idąc, tym więcej pytań rodzi się w umyśle czytającego. Shepard ma coraz dojrzalsze pomysły, przez co nigdy nie wiemy, czego możemy się spodziewać. Tym razem A. okazało się być pomocne wobec dziewczyn, czego powodu dowiadujemy się w tych trzech częściach. Ba! Przy zakończeniu ósmego tomu dowiadujemy się o tożsamości prześladowcy, a także o tym, kto naprawdę zamordował Alison DiLaurentis. Zaciekawieni? Przestraszeni? Prawidłowo! Jak najbardziej polecam.

Oceny: 8/10, 7/10, 8/10

niedziela, 19 maja 2013

Wielki Gatsby

Bardzo przykro jest spojrzeć nagle cudzymi oczami na to, do czego już zdążyliśmy się przystosować.

Pogoń za karierą i pieniądzem w obecnych czasach nie jest niczym nowym, choć obieranie tych ścieżek zaczęło rozwijać się najgwałtowniej w czasach dwudziestolecia międzywojennego. Podczas gdy w Polsce był to czas świętowania wyczekiwanego odzyskania niepodległości, amerykańskie zabawy wyglądały nieco inaczej. Na ważne przyjęcia panie ubierały najpiękniejsze sukienki, a na ich ciele nie brakowało drogocennych kamieni. Panowie natomiast, odetchnąwszy po służbie na wojnie, zaczęli zajmować się biznesem. Lata 20. XX wieku w Ameryce, w przeciwieństwie do Europy, wyglądały dość bogato - niestety nie pod względem mentalności ówczesnych ludzi, których sposób myślenia obecnie można byłoby uznać za płytki. Zatem... czy aby na pewno chciałbyś żyć w  czasach, w których najważniejsza jest powierzchowność? Och, zaraz! Przecież to właśnie w nich teraz żyjesz!

Nick Carraway, od niedawna mieszkaniec Nowego Jorku, postanawia spróbować swoich sił w zawodzie maklera, lecz za każdym razem, gdy stoi u progu swego domu, nie może zdusić w sobie zaciekawienia wywołanego wspaniałym wyglądem posiadłości swojego sąsiada, niejakiego Jaya Gatsby'ego. Mężczyzna, podobnie jak pozostali mieszkańcy tego miasta, nie ma pojęcia, kim naprawdę jest ten niewątpliwie ważny człowiek. Co rusz słyszy jego nazwisko wplecione w przeróżne historie, które rzekomo mówią prawdę o jego życiu. Dowiaduje się jej jednak dopiero podczas pierwszego z wystawnych przyjęć organizowanych przez samego Gatsby'ego, na które zostaje zaproszony. Nick wkrótce staje się jego przyjacielem. Niestety zbliżyli się do siebie nie bez powodu...

Francis Scott Fitzgerald, nazywany również kronikarzem epoki jazzu i reprezentantem straconego pokolenia pisarzy amerykańskich, żył i tworzył w pierwszej połowie XX wieku. W swojej prozie poruszał tematy moralności, opisywał także wiele sytuacji, jakie miały miejsce tuż po zakończeniu I wojny światowej, w której podobnie do swoich kolegów po fachu, uczestniczył. Wielki Gatsby często nazywany jest częściowo autobiograficzną powieścią autora, który podobnie do tytułowego bohatera, wiódł bujne życie towarzyskie. Zelda, żona pisarza, stawała się inspiracją do wielu żeńskich postaci, występujących w powieściach autora, lecz czy jej cechy znalazły się również w tej?

Powieść ta jest zbiorem wciąż aktualnych morałów. Niewątpliwie jest to pozycja, która nie jednemu z nas uświadomi, czym może się skończyć przekładanie kariery nad takie wartości jak miłość czy rodzina. Z pewnością też nauczy czytelnika o wartości prawdziwej, niezakłamanej przyjaźni, jakiej nie każdy miał okazję zaznać. Wielki Gatsby jest bowiem opowieścią o życiowej przegranej - zarówno w miłości, przyjaźni, jak i w karierze. Tytułowy bohater osiągał swój sukces małym kroczkami, aby później wznieść się na sam szczyt i być na językach każdego nowojorczyka. Będąc jeszcze chłopcem, zakochał w kobiecie, z którą nie mógł spędzić życia, nie mając grosza przy duszy. Tuż po wojnie nie miał pieniędzy nawet na zakup najzwyklejszego, codziennego ubrania i prawdopodobnie jeśli nie zaimponowałby nikomu częściowo odbytymi studiami na Oxfordzie, żyłby w biedzie przez długie lata. Gdy tylko zdobył pieniądze, o których marzył i mógł pozwolić sobie na palenie cygar w swym wielkim domostwie, zrozumiał, że nareszcie nadszedł czas na odzyskanie miłości swojego życia. Do tego celu postanowił wykorzystać kuzyna kobiety, z którym szybko się zaprzyjaźnił. Wkrótce jednak przekonał się, że przez minione lata żył jedynie własnymi wyobrażeniami o ukochanej, zapominając przy tym o jej prawdziwym obliczu. Kiedy i o tym zdążył się przekonać, został porzucony nawet przez rzekomych przyjaciół...

Dojrzały, doświadczony literacko język, jakim posługuje się autor w tej powieści, na pewno zachwyci antyfanów młodzieżówek, które zazwyczaj wyróżniają się przeciwieństwem tych cech. Myśli pisarza, które tak umiejętnie ubierał w słowa, są jednym z niestety niewielu plusów tej książki. Mimo że oczywiście jest godna polecenia i każdy człowiek, niezależnie od tego, czy interesuje się literaturą, powinien ją przeczytać, nie jest fenomenem, jakiego się spodziewałam. Słysząc wychwalające opinie fanów Fitzgeralda, nie mogłam doczekać się przeczytania tego tytułu. Pech chciał, że spotkałam się z rozczarowaniem. Czasem zdarza się, że książki mają to coś, jednak w Wielkim Gatsbym nie mogę się tego doszukać. Rozkładając powieść na poszczególne elementy, nie widzę w niej niczego złego - począwszy od czasu i miejsca akcji, których lepiej nie mogłam sobie wymarzyć, poprzez cudowny język, aż do idealnie wykreowanych bohaterów, oddających klimat okresu międzywojennego. Jednak składając to w całość, nie mogę doszukać się już tak wielu zalet tej pozycji. Myślę jednak, że fani klasyki literatury nie będą zawiedzeni!


Ocena: 5/10
Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Juventum.pl i księgarni dobreksiazki.pl!

środa, 15 maja 2013

Intruz




Nigdy nie wiesz, ile czasu ci zostało.


Czy wyobrażasz sobie życie w świecie, w którym nie istnieje przemoc? Nikt nie wszczyna wojen, ludzie żyją w pokoju, pełni akceptacji do pozostałych mieszkańców naszej planety - niezależnie od ich rasy czy pozycji społecznej. Bez wątpienia niemal każdy z nas marzy o byciu częścią takiego społeczeństwa, jednak jak to w życiu bywa, nawet w takim przypadku istnieje haczyk. Co powiedziałbyś, gdyby rasa ludzka przegrała i została ofiarami pozornie perfekcyjnych stworzeń, nazywanych duszami, które wszczepiając się w nasze ciało, odbierają nam świadomość, prawo do własnych decyzji, a co za tym idzie, prawo do życia? Jak wyglądałby twój plan, jeśli stanąłbyś przed obliczem unicestwienia - czegoś znacznie gorszego od samej śmierci?

Melanie była jedną z nas - ludzi, których ciała obecnie zostały przejęte przez nieśmiertelne dusze, będące naszymi wrogami, okupującymi Ziemię jako jedną z wielu planet w galaktyce, którą posiedli. Dziewczyna, jako jedna z nielicznych osób wciąż świadomych swego istnienia, po zapoznaniu się z kilka lat starszym Jaredem, dołączyła do podziemnej grupy ocalałych. Znalazło się tam również miejsce dla jej młodszego brata, Jamiego. Niestety gdy wyruszyła na jedną z misji, została schwytana przez wrogów. Ich zamiarem było wszczepienie w jej ciało jednego z obcych, którzy wyłudziliby od niej informacje o kryjówce ostatnich prawowitych mieszkańców tej planety. Mimo że zabieg przeszedł pozornie bezproblemowo, Wagabunda - nowa mieszkanka ciała dziewczyny, wkrótce odkrywa pewien błąd i po długich przemyśleniach, postanawia połączyć siły ze swoją towarzyszką. Nie mogą pozwolić na schwytanie najbliższych ich sercom istot.

W czasach ogromnej popularności dystopii, które znów wróciły do łask, rzadko spotykamy się z tego typu książką, w której wrogami nie są ludzie, a zupełnie inne istoty. Zazwyczaj rządzą władzy i terroru wykazuje się właśnie nasz gatunek, którego zamierzenia często są niejasne. W Intruzie natomiast mamy do czynienia ze srebrnymi maziami, których odnóża wszczepiają się w każde komórki naszego ciała, gdy tylko mają na to szansę. Dusze wymazują nam pamięć, o ile nie mają podejrzeń o działalność człowieka w grupie rebeliantów. Jak można się domyślić, równa się to ze zniszczeniem człowieka, który do tej pory zamieszkiwał dane ciało. Wspomniane istoty są więc tytułowymi intruzami, które napadają na nasze ziemie ze swoimi pseudoidealnymi planami. W ich zamierzeniach, które szybko się ziściły, świat miał stać się bezkonfliktową planetą, podobnie jak pozostałe, zamieszkałe przez nich miejsca. Można zatem śmiało powiedzieć, że sytuacja, w której znalazła się Wagabunda, jest jedną na milion. Nigdy dotąd dusze nie miały styczności z tak walecznym człowiekiem jak Melanie. To jej głos, myśli i wspomnienia krążyły w głowie wszczepionej w jej ciało istoty, która szybko przekonała się, że stoi po złej stronie wojny.

Stephenie Meyer jest kojarzona głównie z bestsellerową sagą Zmierzch, za co nie można nikogo winić. Wstydzić się jednak powinny osoby, które tkwią w przekonaniu, iż jej kolejna powieść może być wrzucona do tego samego worka! Intruz jest bowiem całkowitym przeciwieństwem niezbyt ambitnych książek o wampirach, które zostały pokochane przez nastolatki na całym świecie. Antyfani są zdania, że jedyną rzeczą, jakiej dziewczyna staje się pewna po przeczytaniu wywodów Belli, jest konieczność posiadania mężczyzny u swego boku. Dystopia amerykańskiej pisarki jest natomiast pełna niezwykle mądrych i przydatnych wniosków, jakie można wysnuć po przeczytaniu całej książki. Mamy możliwość zastanowienia się, a raczej gdybania, co by się z nami stało, jeśli znaleźlibyśmy się w takiej sytuacji jak główne bohaterki. Dodatkowo stajemy się pewni tego, jak wielką wartością w życiu jest miłość i rodzina. Obserwując tajną działalność ludzi z punktu widzenia intruza, jesteśmy dumni z tego, że w najkrytyczniejszych chwilach nasz gatunek byłby w stanie się zjednoczyć i działać wspólnie, nie patrząc na to, kto jest kim. Jest to jedynie kilka przykładów, jakich w tej książce można znaleźć naprawdę mnóstwo.

Główne bohaterki, jakimi bez wątpienia są Wagabunda i Melanie, to silne osobowości, którym daleko do ideału. Wagabunda jest rozchwytywaną przedstawicielką dusz, odbywających podróże po całym wszechświecie. W poprzednich życiach była nawet niedźwiedziem, dzięki czemu teraz ma o czym opowiadać tym, którzy tego typu odwiedziny mają jeszcze przed sobą. Prowadziła wykłady na uczelni, gdzie dzieliła się swoją wiedzą i doświadczeniami z planet, które odwiedziła. Do momentu, gdy znalazła się w ciele Melanie, była pewna, iż istoty, do których grona sama należała, są perfekcyjne, a ich miejsce na Ziemi całkowicie uzasadnione. Kiedy poznała mentalność człowieka oraz uczucia, z jakimi dotychczas nie miała styczności, stopniowo przyznawała rację ludziom, a bunt i opór, jaki stawiali, uznała za zrozumiały. Po spotkaniu kolejnych ocalałych, zawarciu z nimi przyjaźni oraz innych, znacznie silniejszych więzi, sama poczuła się jak człowiek, a wkrótce zaczęła przeciwstawiać się innym duszom. Jest tu przedstawione zjawisko zachwianej lojalności i uczucia przynależności.

Melanie można by natomiast zaliczyć do typowych buntowniczek-rebeliantek, które zgodziłyby się na najgorsze cierpienie, jeśli tym kosztem mogłyby uratować swoich bliskich przed schwytaniem. Po śmierci rodziców, dziewczyna musiała zaopiekować się swym młodszym bratem, co było nie lada wyczynem w czasach, gdy nie zaatakowani przez dusze ludzie nie mieli dostępu do podstawowych rzeczy. Musiała błyskawicznie dorosnąć i wziąć odpowiedzialność za wychowanie chłopca, który był dla niej wszystkim. Gdy spotkała Jareda, mężczyzna zajął drugie miejsce w tej hierarchii. On również należał do niewielkiej grupy ludzi, którzy jeszcze nie zostali schwytani w ręce wroga. Dopiero podczas oglądania ich wspomnień, wraz z Wagabundą uświadamiamy sobie siłę miłości w niepewnych czasach.

Intruz to zupełnie nowa Stephenie Meyer, której nie poznałabym, gdyby nie jej nazwisko na okładce książki. Jej warsztat pisarski przez minione lata diametralnie się zmienił - na szczęście idzie on ku lepszemu. Widać również znacznie większe zaangażowanie w pisanie książki oraz masę świeżych, dobrych pomysłów. Miejmy nadzieję, że kilka z nich wykorzysta również w sequelu, który prawdopodobnie będzie nosił nazwę Łowca!
Ocena: 8+/10
Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Juventum.pl i wydawnictwu Dolnośląskiemu.

środa, 1 maja 2013

Kwiecień 2013



Kwiecień minął szybciej niż się tego spodziewałam... W związku z egzaminami, które (thank god) skończyły się w ubiegłym tygodniu, nie miałam czasu na czytanie książek, stąd też chyba najsłabszy wynik ever. Jednak przestałam się tym już tak przejmować, bo w maju będę miała troszkę więcej czasu na książki :3 Cóż, przynajmniej mam taką nadzieję...




Przeczytanych książek: 6
Sara Shepard "Pretty Little Liars. Pożądane"
Gregg Olsen "Zazdrość" (RECENZJA)
William Poundstone "Czy jesteś wystarczająco bystry, żeby pracować w Google?"
Stephenie Meyer "Intruz"
L. M. Montgomery "Ania z Zielonego Wzgórza" (po raz... setny?)
L. M. Montgomery "Ania na uniwersytecie" (po raz... setny?)

Łącznie przewertowanych stron: 2034, dziennie: ok. 68

Najwyżej oceniona książka: Stephenie Meyer "Intruz"

Najniżej oceniona książka: Gregg Olsen "Zazdrość"

Nowe współprace: Zielona Sowa

Czytelnicy szukali tutaj... co czytać po Greyu!

Jak widzicie, ten miesiąc pod względem czytelniczym wypadł dość słabo, choć i tak nie narzekam, bo odkryłam mojego nowego ulubieńca, a jest nim Ian O'Shea! <3 Tak, zakochałam się nie w samym "Intruzie" (cóż, nie aż tak mocno...), a właśnie w tej postaci. Stephenie naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyła, ale o tym napiszę w recenzji ;) Dajcie znać, ile książek udało Wam się przeczytać w minionym miesiącu!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...