Autor: E. L. James
Oryginalny tytuł: Fifty Shades of Grey
Seria: Pięćdziesiąt odcieni [tom 1]
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 608
Premiera: 2012
Trzeba pocałować wiele żab, nim trafi się na księcia...
Zwykle będąc w wieku dwudziestu jeden lat każda z nas ma za sobą pierwszą miłość, pierwszy poważny związek czy pierwszy stosunek seksualny. Anastasia Steele nie należy do tej większości. Największą pasją dziewczyny jest literatura angielska, w której towarzystwie chętnie spędzałaby całe dni i noce. Większość wolnego czasu poświęca na czytanie książek ulubionych autorów, wśród których góruje twórczość Thomasa Hardy'ego. W przyszłości ma zamiar zacząć pracę w jednym z wydawnictw, aby wykonywać zawód, który sprawia jej przyjemność, jednak na razie musi skupić się na zakończeniu ostatniego roku szkoły, do której uczęszcza wraz ze swoją współlokatorką Kate.
Katherine Kavanagh jest przeciwieństwem Any zarówno przy porównywaniu ich osobowości, jak i zainteresowań. Gdy przyjaciółka jest chora, prosi dziewczynę o wyręczenie jej przy jednym z zadań, które zostały jej wyznaczone, jako redaktorce gazetki szkolnej. Ma ona bowiem przeprowadzić wywiad ze znanym miliarderem, człowiekiem, który ma się pojawić na rozdaniu dyplomów. Mowa tu o Christianie Greyu, przystojnym mężczyźnie, któremu nie obce są kobiece zachcianki, a i swoje spełnia najlepiej jak umie. Tę intrygującą postać z pewnością można zaliczyć do seksoholików, a nawet... masochistów! Nie jest to bowiem osoba, której zależy na życiowym spełnieniu i wielkiej miłości. Grey żyje w dostatku i nie marnuje ani minuty na coś, z czego mógłby nie mieć przyjemności. W swoim mieszkaniu ma specjalny pokój, w którym znajdują się wszystkie zabawki erotyczne, jakie umysł ludzki zdołałby sobie wyobrazić. Nie brakuje tam również lin czy kajdanek, bowiem jednym z ulubionych zajęć bogacza jest skrępowanie swojej ofiary przed, jak to sam nazywa, pieprzeniem się, co skrajnie różni się od kochania się, którego, jak przyznaje, nigdy nie doświadczył.
Nekrofilia mnie nie pociąga. Lubię, kiedy moje kobiety czują i odbierają bodźce.
Gdy Christian wkracza w życie Anastasii, przedstawia jej jasno warunki i zasady, których ona musi się trzymać, jeśli chce wejść w jakąkolwiek zażyłość z takim mężczyzną. Przez pożądanie, jakie w niej wywołuje, dziewczyna zgadza się niemal na wszystko, żeby być blisko niego najdłużej jak to tylko możliwe. Nie podpisuje jednak umowy, a wszystkie granice i pragnienia ustala ustnie, nie będąc jeszcze gotowa na pełne oddanie się nieznajomemu. Powiedział jej bowiem, że musi być jego Uległą, a on, sprawując nad nią pełną kontrolę, będzie jej Panem. Osobowość dziewczyny nie należy jednak do tych z typu zrobię co każesz, dlatego w głowie kotłują jej się wątpliwości. Czy wejście w tak niezdrowy związek byłoby dobrym wyborem? Czy Ana będzie w stanie poświęcić wszystko dla niepoczytalnego mężczyzny, któremu nie zależy na niczym poza seksem?
- Przyzwyczajony jestem do zdobywania tego, czego chcę, Anastasio - mówi. - Na wszystkich polach.
Erika Leonard, znana pod pseudonimem E. L. James, jest brytyjską autorką bestsellerowej trylogii Pięćdziesiąt odcieni, będącej jedną z wielu serii literatury erotycznej. Książka Pięćdziesiąt twarzy Greya powstała przy pisaniu fanfica Zmierzchu, z którego niektóre postacie są mocno podobne do tych z sagi Stephenie Meyer. Jednak podobieństwa kończą się już po niemal stu stronach powieści, gdy akcja nabiera jeszcze większego tempa, a postacie ulegają diametralnym zmianom. Są one najwidoczniejsze u dwójki głównych bohaterów, gdy to Anastasia przestaje być dziewicą, a w tytułowym Greyu rodzą się uczucia, jakich nigdy nie mógł w sobie odnaleźć. Zbliżając się do zakończenia książki, zdajemy sobie sprawę z tego, jak cała historia zaczyna zmieniać bieg. Gdy w pierwszej połowie powieści wszystko kręciło się wokół seksu, tak w drugiej zauważamy miłość, która powoli i subtelnie rośnie w Anie i Christianie. Przy układzie, na bazie którego wykonują wszystkie działania, staje przed nimi wiele przeciwności, które nie pozwalają jednej ze stron na pełną satysfakcję z takiego życia, co wkrótce zaczyna stawać się nie do zniesienia... lecz czym jest związek bez małych przeszkód?
Przechodząc do opinii na temat polskiego wydania Greya, muszę przyznać, że bardzo się zawiodłam. Już dawno nie czytałam takiej grafomanii, jaką zapodała nam tłumaczka tej trylogii, przez którą byłam zmuszona do obniżenia oceny tej książce. Nie brak było w niej zwrotów typu rany Julek, święty Barnabo czy wyrażeń o tym, jak świętuje wewnętrzna bogini głównej bohaterki przy każdej możliwej okazji. Na szczęście takie sformułowania nie pojawiają się w oryginalnej wersji książki, którą w przyszłości mam zamiar przeczytać. Gdybym miała wymieniać to, co nie podobało mi się w tym wydaniu, z pewnością nie zapomniałabym o kartkach cieńszych od barowych serwetek. Naprawdę, w jaki sposób trzeba czytać tę książkę, aby nie naderwać choćby jednej ze stron? Myślę, że nie spodobałoby się to osobom, które nie dbają o nazbyt delikatne traktowanie książek...
Pięćdziesiąt twarzy Greya nie jest pozycją, której nie poleciłabym którejkolwiek kobiecie. Nie wydaje mi się, aby mogła się ona nie spodobać tym wrażliwym lub tym kompletnie obojętnym osobnikom. Czytelniczki mogą różnie odebrać tę powieść, ale szczerze wątpię, aby któraś z nich mogła samej sobie zaprzeczyć tego, że czytanie jej było prawdziwą przyjemnością. Opisując najmniejsze szczegóły, autorka zabiera nas w świat Any i Greya, gdzie możemy poczuć dokładnie to, co oni, ze szczególnym naciskiem na uczucia głównej bohaterki, opowiadającej historię ich miłości. Erika zostawia nas w wielkiej rozpaczy, z szeroko otwartymi oczami, które wyglądają tak z czystego zdziwienia. Nie popełnijcie tego błędu, co ja i ubezpieczcie się od razu w całą trylogię!
Ocena: 8/10
Za książkę serdecznie dziękuję księgarni dobreksiazki.pl
Genialna recenzja <3
OdpowiedzUsuńJa mimo wszystko nie jestem za taką literaturą i nie przemawia ona do mnie, poza tym nieco obrzydza, ale gdyby nie to, to po twojej rekomendacji zaraz bym książkę zamówiła :D
O matko, chyba bym nie dała rady przeczytać całej trylogii na raz. Uszkodzenia w mózgu wysoce prawdopodobne.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam część pierwszą, jest to najgorsza książka jaką czytałam w życiu. a myślałam, że "Naznaczonej" pań Cast nic nie pobije, a jednak!
Mimo że świetna recenzja to książce mówię stanowcze nie :/
OdpowiedzUsuńPierwszy raz spotykam się z tak wysoką oceną tej książki... Podaruję sobie ten "bestseller". Nie pociąga mnie fabuła, a recenzje, które czytywałam wcześniej uteirdzają mnie w przekonaniu, że nie zapoznawszy się z bohaterami, niczego nie tracę...
OdpowiedzUsuńU nas mamy Barnabę i Julka, a w oryginale "holy cow", "holy moses", "holy crap" albo "double/triple crap". No i wewnętrzna bogini ("inner goddess") też jest wszechobecna, więc nie jest to tak do końca wymysł polskiego tłumacza ;) Ale zgadzam się, że warto czytać w oryginale.
OdpowiedzUsuńO nie, nie i jeszcze raz nie :P
OdpowiedzUsuńNiestety, czasami tłumacz może zepsuć najlepszą książkę... Ja zaczęłam czytać tę powieść, właśnie w oryginale, ale jakoś mnie nie przekonała (ze względu na fabułę, nie na język angielski :). Jednak gdybym już nie miała okazji czytać tej książki to po Twojej recenzji z pewnością bym po nią sięgnęła :-)
OdpowiedzUsuńTo najlepsza recenzja tej książki, jakie czytałam. I nie chodzi o wysoką ocenę, lecz o to, jak ładnie o niej napisałaś. Ja jednak nie podzielam Twojego zdania. Owszem, początkowo książka mi się podobała, ba! Nawet wciągnęła tak, że musiałam czytnik wziąć ze sobą na zajęcia. Jednak mój zachwyt nie trwał długo. Już po stu stronach ledwo wytrzymywałam te irytujące zwroty, które w połowie książki sprawiły, że po prostu ją odłożyłam. Może gdyby nie tłumaczenie, książka byłaby znośniejsza. Ale rozumiem, są gusta i guściki. Jednym się podoba, innym nie. :)
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuję :) Miałam podobne wrażenia - pierwsze 100 stron naprawdę zrobiło na mnie wrażenie, zwłaszcza że czytałam tylko niepochlebne opinie o tym, że niemal każda strona opisuje seks głównych bohaterów... I potem się zaczęło :D Jednak zakończenie i spoiler nt. III tomu sprawił, że muszę tę trylogię skończyć i to obowiązkowo :D
UsuńKsiążka jako taka mnie nie pociąga, dodatkowo słabe tłumaczenie stanowi dla mnie duży problem. Może kiedyś w odległej galaktyce, jak mi wpadnie w ręce to sprawdzę czemu tak wszyscy krytykują, ale raczej sięgnę po oryginał.
OdpowiedzUsuńGratuluję świetnej recenzji, zwłaszcza, że o tej książce napisano już tyle, że ciężko coś nowego powiedzieć.
Ciekawi mnie ta książka, ale że mam wielkie obawy co do jej treści, to póki co dojrzewam do niej ;-)
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że mam w planach z ciekawości sięgnąć po kolejne dwie, ale na pewno w czasach, kiedy nie będę miała tak dużo na głowie jak teraz :)) Dałam 3 punkty mniej, ale każdy jest inny. Kochana, teraz obowiązkowo zabieraj się za De Sade! :)
OdpowiedzUsuńHmmm chyba tak naprawdę pierwsza pozytywna recenzja z jaką się spotykam, ale i tak jestem na nie.
OdpowiedzUsuńNie mówię nie i nie mowię na razie tak ;)
OdpowiedzUsuńBardzo dobra recenzja :).
OdpowiedzUsuńMnie również te wszystkie "święte Barnaby" doprowadzały do szału... O ciągłym przygryzaniu wargi przez Anę już nie mówiąc! Jednak mam w planach sięgnięcie po kolejne części, ot tak, ze zwykłej ciekawości :).
Dużo słyszałam na temat trylogii pani James, zarówno dobrego jak i złego. Jako jednak była fanka literackich fanfiction nie mogę zapomnieć tej autorce, że pisała kiedyś swoją trylogie w formie Twilight fanfiction pod tytułem The masters of universe
OdpowiedzUsuńBardzo fajna recenzja, ale książka mnie osobiście nie pociąga.
OdpowiedzUsuńChwilowo ją sobie odpuszczam, ale za jakiś czas chętnie po nią sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńRaczej nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Mam Greya w formie e-booka, ale nie ukrywam, że wolałabym papierową wersję... Jednak chyba muszę przestać wybrzydzać, a zamiast tego - zasiąść przed laptopem i wziąć się za czytanie. :)
OdpowiedzUsuńKompletnie nie byłam przekonana do Greya. Jakoś wszyscy przedstawiali go w ciemnych barwach. Po twojej recenzji jestem jednak zaintrygowana ;)
OdpowiedzUsuńW planach, w planach :) Mam nadzieję, że jak najprędzej
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja! Teraz to przeczytam jak najszybciej. Obym się tylko nie rozczarowała :)
OdpowiedzUsuńZachęcająca recenzja, jednak ja dalej nie mam zamiaru czytać tej książki :)
OdpowiedzUsuńMimo, że recenzja zachęcająca, raczej mam mieszane uczucia, co do tej pozycji. Podobieństwo do "Zmierzchu" w połączeniu z odważnymi scenami seksu, o których czytałam w innych opiniach, nie zachęcają. Może jednak kiedyś "50 twarzy..." trafi w moje ręce i sprawdzę to na własnej skórze. Na razie jednak nic takiego nie planuję.
OdpowiedzUsuńJa raczej podziękuję! Wolę omijać serię szerokim łukiem. Za dużo negatywnych recenzji się o niej naczytałam :D
OdpowiedzUsuń