piątek, 18 stycznia 2013

KONKURS! "Predzej swinie zaczna latac"



Czy są tu fani zespołu Pink Floyd? Jeśli tak, łapki w górę!

28 listopada 2012 roku miała miejsce premiera biografii angielskiej grupy rockowej. Książkę autorstwa Marka Blake'a możemy zobaczyć na półkach polskich księgarń dzięki wydawnictwu Sine Qua Non. "Pink Floyd. Prędzej świnie zaczną latać" to podróż, podczas której czytelnik poznaje wszystkie słabości poszczególnych członków bandu, ma też szansę poznać ich historię od samego początku działalności grupy. Czy jesteście wystarczająco zaciekawieni? To dobrze, bo dla jednego szczęśliwca przygotowałam egzemplarz tej książki!


Ogólne zasady:
1. Konkurs trwa od 18.01.2013 do g. 23:59 17.02.2013.
2. Zgłoszenia wysłane po zakończeniu konkursu, nie wezmą w nim udziału. Odrzucone zostaną również zgłoszenia osób, które nie zastosowały się do zasad konkursu lub nie wykonały tego, co było obowiązkowe.
3. Wyniki konkursu będą opublikowane dnia 18.02.2013 na blogu Oczami Czytelnika.
4. Nagrodą w konkursie jest jeden nowy egzemplarz książki "Pink Floyd. Prędzej świnie zaczną latać" Marka Blake'a.
5. Fundatorem nagrody jest wydawnictwo Sine Qua Non. 
Zasady uczestnictwa w konkursie:
1. W komentarzu zgłoszeniowym musisz podać i jest to obowiązkowe:
a) chęć uczestnictwa w konkursie,
b) swoje imię,
c) swój nick pod którym obserwujesz blog Oczami Czytelnika,
d) swój adres mailowy,
e) odpowiedź na zadanie konkursowe:

Masz szansę spotkać się z Davidem Gilmourem. Jak planujesz to spotkanie? Co robicie? O czym rozmawiacie? Gdzie jesteście? Opisz tę sytuację w nie mniej niż pięciu zdaniach.

2. Jeśli posiadasz konto na Facebooku, byłoby mi było, gdybyś polubił/a fanpage bloga Oczami Czytelnika:




3. Jeśli posiadasz własnego bloga lub stronę internetową, własne miejsce w sieci, byłoby mi miło, gdybyś umieścił/a tam podlinkowany banner konkursowy.




4. W konkursie mogą brać udział jedynie osoby mieszkające w Polsce.



Liczę na to, że zgłosicie się do konkursu, zwłaszcza, że zadanie jest proste, a nagroda cenna :) Życzę powodzenia i czekam na zgłoszenia!

11 komentarzy:

  1. No nie, uwielbiam Cię normalnie! Wielbię, po prostu wielbię twórczość Floydów i jak tylko zastanowię się nad odpowiedzią, to z pewnością wezmę udział! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie chcę wziąć udziału w tym konkursie, ponieważ nie potrzebuję tej książki, a ktoś inny może będzie bardziej zainteresowany :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja w ogóle nie słucham muzyki, zatem nie wezmę udziału

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja wezmę bardzo chętnie bo bardzo chciałabym mieć tę książkę w swojej biblioteczce:) Niebawem napiszę swoją odpowiedź na pytanie:P

    OdpowiedzUsuń
  5. AAAA! Obserwuję pod Sihhnne, mail - sihhinne@gmail.com, na imię mi Marta i oczywiście się zgłaszam, bo uwielbiam Pink Floydów!

    Ranek, dom Gilmoura, w nim właściciel we własnej osobie a obok niego dziewczyna chłonąca widok otaczających ją gitar - w tle leci jakaś starsza muzyka, może Dire Straits, może Led Zeppelin, może coś autorstwa Davida. Wśród śmiechu prowadzą rozmowę na różne tematy, jednakże co chwila wracając do tego, co ich łączy - do miłości do muzyki. Porównują swoje gusta, rozmawiają o fenomenie Pink Floydów, o muzyce współczesnej, a także o tym, co bardzo interesuje dziewczynę, czyli o jego współpracy z Kate Bush. Dziewczyna wreszcie uczy się porządnie grać na gitarze i wie, że robi to dobrze i z sercem - uczy ją przecież sam mistrz i to właśnie mistrz pokazuje jej, że muzyką można się bawić. Gdy nadejdzie wieczór, dziewczyna opuści rezydencję i wraz z trzaskiem drzwi zamknie jedną część swojego życia i rozpocznie nową, bardziej świadomą i dorosłą.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Chęć uczestnictwa zgłoszona. Paweł Jankowski nietakie@wp.pl

    Zaproponowałbym Gilmourowi spotkanie na terenie jednego z polskich szpitali psychiatrycznych. Park tętniący życiem lub słonecznie rozleniwiony hall poczekalni którejś z placówek odpowiedzialnych za kondycję natury psychicznej swoich obywateli. Ponoć Pink Floyd ma bardzo wysoki odsetek "zwariowanych" na punkcie ich twórczości, a więc nie dziwi wybór miejsca tym bardziej, że każdy z członków grupy dał się poznać jako ekscentryk czy śmiały eksperymentator na niejednym polu. Interesujące są początki formowania się Pink Floyd, a więc czasy nim nazwa zespołu zaczęła istnieć w jakimkolwiek wymiarze. Zapytałbym zapewne o rolę i wkład Syda Barretta w rozwój wspólnego przedsięwzięcia. Starałbym się dowiedzieć od muzyka co uważa za niepokojące dla zdrowia psychicznego wykonawców scenicznych, estradowych podobnych jemu samemu, a pomijając zagrożenia wynikające z oczywistej szkodliwości używek i tym podobnych specyfików. Ciekawym jest ta strona życia profesjonalnych artystów, która obarczona jest ryzykiem choroby zawodowej i na czym ona polega według Davida Gilmoura.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgłaszam się, oczywiście :) Aneta, Cinnamon, cinnamon29@poczta.fm

    Co bym zrobiła, gdybym miała szansę spotkać się z Davidem Gilmourem? Ha! Zmusiłabym go grania i śpiewania tylko dla mnie, ot co! Wykończyłby się facet, nie ma co, ale oczywiście serwowałabym mu drinki i przekąski, coby nie opadł z sił ;) Wyśpiewalibyśmy w ten sposób całą dyskografię Pink Floyd! Niezbyt ambitny plan, ale myślę, że najpewniej tak to by się rozegrało :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Biorę udział!
    Gabriela
    Layla
    gabriela.matlak@gmail.com

    Z Davidem Gilmourem mam spotkać się w jednej z londyńskich kawiarenek - sam wybierał miejsce naszego spotkania i przyznam, że lokal okazał się strzałem w dziesiątkę: nastrojowa muzyka z lat 70-tych sączy się z głośników (wśród nich mój ulubiony utwór Patti Smith "Because the night"), ciepły brąz na ścianach w połączeniu z beżową wykładziną sprawia, że pomieszczenie wygląda przytulnie, a w kawiarence jest zaledwie kilku klientów, każdy z nich pogrążony we własnych myślach; nikt nie zwraca uwagi na nowego gościa, który wszedł do pomieszczenia z gitarą na plecach. Tak, to ja - szesnastolatka, która właśnie ma na żywo spotkać się z legendą rocka. Bardzo niecierpliwie się tym spotkaniem, ale zaraz po przekroczeniu progu stres umyka gdzieś w kąt tego ślicznego lokalu - tak na to czekałam! Davida zauważam od razu, chociaż siedzi w najciemniejszym kącie sali i nie rzuca się nikomu w oczy. Pije zamówioną kawę i stuka palcem o blat stolika w takt melodii. Podchodzę do jego boksu. Unosi wzrok i uśmiecha się ciepło, po czym wskazuje dłonią na wolne miejsce obok siebie. Najpierw przedstawiam się tak jak to przećwiczyłam wiele razy przed lustrem (oczywiście jąkam się, to było do przewidzenia) i pozwalam, aby piosenkarz rozpoczął rozmowę: mówi, że cieszy się z tego spotkania, że bardzo spodobał mu się mój list, a ja szczerzę się jak głupia do najsławniejszego muzyka rockowego. Po kilku minutach zwykłej paplaniny proszę go, aby opowiedział mi o zespole: najpierw pytam o Syda Barretta, ich wspólną grę, koleżeństwo i czas razem spędzony, przechodzę do Ricka i burzliwej pracy nad "The Wall" (na tę wzmiankę David reaguje śmiechem, lecz uspokaja się i mówi, że bardzo brakuje mu Richarda), z kolei po opowieści o tworzeniu jednego z najsłynniejszych albumów Pink Floyd Gilmour wzdycha i opowiada mi o początkach zespołu, mile wspominając każdego muzyka, nawet Rogera, pomimo ich trudnych relacji. To piękne, że mogę usłyszeć z jego ust prawdziwą historię mojego ukochanego zespołu - od początku w 1964 (bez niego), aż do samego końca w 2005 roku. Wyciąga zdjęcia, pokazuje mi je: są cudowne, takie stare, gdzieniegdzie pozaginane, każde z nich nosi w sobie kawałek historii Pink Floyd. Później zaczynam tłumaczyć Davidowi jak zaczęła się moja miłość do tego zespołu - pierwszym utworem Floydów, którego pokochałam, był "Time", chociaż przestraszyły mnie te dzwony! Znów śmieje się, kiedy mówię mu, że prawie zeszłam z tego świata na zawał! Potem opisuję Davidowi moją fascynację Pink Floyd:
    - Kiedy wyjeżdżam do domku w górach i zostaję wieczorem sama (rodzice zwykle gdzieś wychodzą) włączam "The Dark Side of the Moon", pogłaśniam na maksa i pozwalam, aby zawładnęła mną muzyka. Następnie zmieniam płytę na "The Wall". Mój pies głośno szczeka, gdy udaję, że gram na gitarze w "Young Last", przy czym skaczę po fotelach i kanapie z wyimaginowanym instrumentem. No i "A Momentary Lapse of Reason" z mistrzowskim "Sorrow" oraz "Learning to fly".
    David dzieli się ze mną jeszcze kilkoma historyjkami z lat świetności Pink Floyd, kiedy zamykali się w studiu i nagrywali nowe utwory. Po opowieściach wyjmuję swoją gitarę - nie jest rewelacyjna, ma kilka obić, sama ją ozdobiłam oldschoolowymi rysunkami (na życzenie brata - później mi ją dał, kiedy zdobył nową), ale nie potrafię wymienić jej na inny model, bo bardzo się do niej przywiązałam - w końcu to na niej uczyłam się pierwszych chwytów. David zaczyna na niej grać "Summer 68", na co odpowiadam uśmiechem, bo przypomina mi się Rick, lecz po chwili Gilmour oddaje mi instrument i mówi, abym pokazała co potrafię. Po kilku przegranych piosenkach przedstawiam mu moje rysunki: ilustrację, którą wymyśliłam podczas słuchania "Careful with that Axe, Eugene", namalowaną farbami okładkę "The Dark Side of the Moon" i świnię z "Animals".
    Na sam koniec daje mi zdjęcie z całą ekipą Pink Floyd, a ja w zamian wręczam mu jeden z moich rysunków.

    OdpowiedzUsuń
  10. Chcę uczestniczyć w konkursie! Magda, Magda, mgdple@gmail.com

    Davida zapraszam do siebie, bo jest najintymniej. Nie mam tutaj na myśli pobudek seksualnych, a bardziej metaforyczny walor tego stwierdzenia. Siadamy w salonie przy kominku i dyskutujemy przy kuflu polskiego piwa. To gwiazda rocka, nie pija przecież herbaty! Pytam mojego mistrza o jego poglądy, chcę wiedzieć z kim mam do czynienia prywatnie. Dyskutujemy o religii i kwestiach rasowych. Tego nie pisze się w gazetach. Będę przynajmniej mogła podeprzeć się jego autorytetem, kiedy kolejny prawicowy małolat skrytykuje związki partnerskie.Wydaje się „rozgarnięty”; już wiem, że zgadzamy się w większości. Atmosfera staje się jakby luźniejsza. Opowiada mi szczegółowo o rozkwicie Pink Floyd i wspomina swoją młodość. Fascynuje mnie to. Wszystkie biografie stają się nagle jakby urzeczywistwione. To niesamowite. Zupełnie tak, jak w tej westernowej piosence:„he's the top of the West - always cool, he's the best”. Gdyby teraz wyglądał tak, jak kiedyś, na pewno pokusiłabym się o dolanie mu jeszcze kilku porcji złotego nektaru bogów... Niestety, rzeczywistość jest inna, i David na zawsze już pozostaje tylko moim niedoścignionym mistrzem.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twoją opinię i zapraszam do częstych odwiedzin!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...